28 lipca 2014

"Ktoś tu był przed Tobą" - "Nie mam dla Ciebie miłości" Skubas

Nie mam dla Ciebie miłości
Skubas




U Białoszewskiego po piecu została szara naga jama. U mnie po niej została szara naga ściana.

Szara naga ściana.

Postawiłem przed nią krzesło. Jedno liche dębowe krzesło, którego ze sobą nie wzięła. Było niewygodnie i chwiejne, przez tyle lat dziwiliśmy się, że jeszcze się trzyma i teatralnie nie rozpadło się pod którymś z nas. Zostało ono, więdnący aloes na cienkim parapecie przy balkonie i biały ślad na ścianie, w miejscu, gdzie przedtem wisiał jej Pocałunek.


Wpadła do mieszkania jak huragan, zabrała wszystko, co tylko zdołała ze sobą wziąć. Kiedy stałem oparty o framugę drzwi i obserwowałem jej szybkie i nerwowe ruchy, miałem wrażenie, że na koniec zacznie zrywać swoimi długimi paznokciami tapety, bo przecież wybieraliśmy je i kupowaliśmy razem.

W czarnym płaszczu do kostek, z niedbale zarzuconym na szyję długim czerwonym szalikiem, który plątał się jej między nogami i na którego co rusz następowała, w zabłoconych trzewikach zostawiających szare ślady na drewnianej podłodze. Za nią przyszło kilku mężczyzn, wszyscy w jaskrawych koszulkach z napisem firmy. Przeprowadzki. Nie patrzyła na mnie, nic nie mówiła. Czułem się jak stary i niepotrzebny mebel, którego nie da się już odnowić i odrestaurować, a który zaraz nagle chwyci do ręki i wrzuci do czarnego worka z napisem „do wyrzucenia”.

Bez zastanowienia zgarniała z łazienki wszystkie swoje kosmetyki. Ciskała fiolkami z perfumami, rozrzucała swoje pędzle do makijażu, rozsypywała białe pudry, zgniatała plastikowe butelki ze słodko pachnącymi płynami do kąpieli. Otwierała po kolei szafki, sprawdzała zawartości tubek z kremami, przeglądała ogromną kolekcję lakierów do paznokci, by ostatecznie całość z hukiem zrzucić do kolejnej torby. Zmyła z lustra ślad swojej szminki, zabrała ze wspólnego kubka różową szczoteczkę do zębów, rozejrzała się dookoła, zgasiła światło i przeszła do kuchni. Nienapoczęte płatki śniadaniowe, torebki czarnej herbaty, w połowie pełne słoiki jej ulubionych konfitur, zabierała wszystko. Owijała w papier naczynia z postaciami z bajek. Nigdy nawet z nich nie korzystała, ale jak mała dziewczynka uwielbiała je oglądać i w żadnym sklepie nie mogła się oprzeć temu, by je kupić. Pakowała je z większą ostrożnością, podobnie jak kryształowe wazony z Zakopanego, które chowała w kuchenne ścierki i kieliszki do białego wina, te z długimi i delikatnymi szyjkami. Jeden z nich wywinął jej się z ręki i z trzaskiem uderzył o terakotę. Niewzruszona, wyjęła z szafki pod zlewem zmiotkę i szybko zgarnęła szkło. Jednym ruchem zerwała z karniszy białą firankę, dwoma ruchami złożyła ją na pół. Wyjęła z odtwarzacza płytę, nerwowo szukała jej opakowania. Chciałem go jej podać, ale wyrwała mi go z ręki i niezadowolona, ostatecznie wyrzuciła do śmieci. Rozsunęła drzwi szafy w przedpokoju, zdejmowała z wieszaków sukienki na cienkich ramiączkach, zwijała grube swetry, wrzucała do worków dokładnie poskładane bluzki. Dwa moje krawaty, byle jakie skarpetki, moja odświętna koszula, którą dostałem na Boże Narodzenie. Zabrała.



Z pościeli w naszej sypialni zdjęła satynowe poszewki, złożyła swoją poduszkę i z trudem wepchała do kolejnej torby. Potem przyszli jej pomocnicy i po kolei pokazywała im meble do wyniesienia. Stojąca lampa z kurzącym się abażurem, dwa miękkie fotele, regał z książkami, stary pawlacz. Po kolei je podnosili i wynosili do ciężarówki, którą obserwowałem z okna. O nic nie pytałem, nic nie mówiłem, stałem wciąż oparty o drzwi i szukałem wzrokiem czegokolwiek, co mogło jeszcze w tym mieszkaniu do niej należeć, a o czym zapomniała.

Ja nie należałem do niej od dawna. A i o mnie zapomniała jeszcze dawniej niż dawno.

Został Pocałunek. Studiowała historię sztuki i mogła godzinami rozprawiać o każdym pociągnięciu pędzla na dowolnym obrazie świata. Dlatego śmiałem się, że na swój ulubiony wybrała tak trywialny i znany, powielany na okładkach zeszytów, koszulkach i kubkach. Wtedy ona, oburzona i na żarty zezłoszczona, chwytała mnie za rękę i przymusowo prowadziła pod ścianę. Palcem pokazywała kolejne elementy dzieła i tłumaczyła, dlaczego tak bardzo jej się podoba. Zawsze najbardziej zachwycała się dłońmi pary. On trzymał ją mocno, a ona lekko i delikatnie gładziła  jego duże ręce swoimi maleńkimi i chudymi palcami. Lubiła wtedy wchodzić mi pod ramię i układać się przy mnie jak kobieta z obrazu, zamykała oczy i całowała mnie w policzek, choć to ja powinienem był to zrobić.

Przysunąłem krzesło i gapiłem się na reprodukcję w pozłacanych ramach. Pierwszy raz zauważyłem, że kobieta z Pocałunku klęczy nad przepaścią. A może wcześniej nie przyglądałem się zbyt wnikliwie…
Stanęła w drzwiach i powiedziała, że zatrzymuje klucze i za kilka dni przyjedzie po obraz.

Szara naga ściana. Kiedy go zabrała, na ciemnej ścianie został po nim wyraźny, jaśniejszy ślad.




To była pierwsza rzecz, o którą zapytała. Wciąż siedziałem na swoim krześle i patrzyłem obojętnie w ścianę. Musieli jej powiedzieć, że jestem małomówny, wycofany i nieskory do przesadnej czułości. Siadała na moich kolanach i oplatała mnie kurczowo swoimi ramionami nakrytymi cienką sukienką. Chciała się podobać, miała wysoko upięte włosy, kiedyś chyba oglądaliśmy razem jakiś film i rzuciłem, że właśnie takie fryzury mi się podobają. Lekko podkreśliła oczy, od dawna nie nosiła już okularów, bo powiedziałem jej, że bez nich wygląda ładniej. Sukienki też lubiłem. Za każdym razem miała na sobie sukienkę, zawsze inną. Stopniowo wypełniały puste miejsca na wieszakach w mojej rozsuwanej szafie. Siedziałem nieruchomo, a ona zacałowywała każdy milimetr mojej twarzy. Nie reagowałem, od początku na nic nie reagowałem. Czasami oddawałem jej jeden czy dwa pocałunki, czasami dotknąłem jej ramienia palcem. Wtedy uśmiechała się szeroko i była z siebie wyraźnie zadowolona i dumna. Podchodziła do mnie jak do dziecka, gładziła po policzkach, głaskała po włosach. Siedziałem nieruchomo. Ślepo myślała, że coś we mnie obudzi, cokolwiek zdziała. Pewnie czuła, że się wyróżniona swoją misją, niezwykłym zadaniem. Mógłbym przysiąc, że pisała jakiś pamiętnik i dokładnie notowała swoje postępy w kruszeniu mojego lodowatego serca.


Poznaliśmy się u wspólnych znajomych. Powiedzieli mi, że jest wyjątkowo miła, całkiem ładna i na pewno wprowadzi więcej uśmiechu i radości do mojego pustego i ponurego mieszkania. Czułem się tak, jakby kolega reklamował mi kolejny mebel, magiczny i błyszczący sprzęt, który będę mógł wcisnąć pomiędzy moje biurko, a szafę, gdzie wcześniej stała półka pełna płyt Dylana i Joni Mitchell. Było mi wszystko jedno. Jej powiedzieli kłamliwie i podstępnie, że nagle zostałem sam i tęsknię za czyjąś obecnością. Ona poczuła się w obowiązku pomocy, garnęła się do mnie jak do szczeniaka, którego źli właściciele wyrzucili z domu. Może i zrobili jej listę wszystkich moich najgorszych cech, bo nie zniechęcało jej milczenie, mój obojętny wzrok i wymienianie się krótkimi komunikatami. Ona patrzyła na mnie z przesadną czułością, ciągle coś szczebiotała mi do ucha swoim cienkim głosem. A ja siedziałem na swoim krześle, gdy podchodziła i przytulała, zsypywała ze mnie kurz, który nie mógł ciągle pokryć mnie na dobre.

Choć w mieszkaniu nie zostało mi prawie nic, chwaliła jego wystrój. Choć codziennie nakładałem te same spodnie i przypadkową koszulę w kratę, chwaliła mój wygląd. Tyle razy podkreślała, że szalenie podoba jej się moja cisza. Miałem wrażenie, że zapamiętuje każde moje słowo jak jakąś wyjątkową sentencję. Kto wie, może zapisywała je naiwnie w tym samym pamiętniku.

Środa. „Lubię białe wino”. Przytulenie na powitanie. „Ładna sukienka, może być”.

Może była we mnie zakochana, niezbyt często patrzyłem jej w oczy, nie szukałem odpowiedzi. Nie wiem, dlaczego zaproponowałem jej wspólne mieszkanie. Może tęskniłem za tym kobiecym bałaganem, za czajnikiem, który rano budził gwizdem, za śniadaniami, które są czymś więcej niż tylko chlebem z masłem. Może tęskniłem za czekaniem wieczorem na łazienkę, może za czyimiś chłodnymi stopami pod ciepłą kołdrą.
A może tęskniłem za Pocałunkiem.

I mieszkaliśmy razem. Budziłem się obok niej i każdego dnia przypominałem sobie, kim w ogóle jest. Chyba nawet nigdy nie poznałem jej nazwiska, o nic nie pytałem. Robiła zakupy, malowała się dla mnie, piekła ciasta. Akceptowała wszystko i na wszystko mi pozwalała, a ja czułem się podle, bo nie była dla mnie niczym więcej niż kolejnym meblem. I choć próbowałem sam ją przytulić, odgarnąć jej włosy z czoła i pocałować rano, kiedy jeszcze spała, to nie umiałem się na to zdobyć.

Znajomi mieli rację- była miła, ładna, ciepła i kochana. Ale jedyne, co mógłbym dla niej zrobić, to zapakować ją w wielką kokardę i oddać w prezencie komuś innemu.




Któregoś dnia, kiedy wróciłem z pracy, kazała mi zamknąć oczy, chwyciła za rękę i zaprowadziła do pokoju z krzesłem. Usiadłem, ona zaraz zajęła moje kolana i przytuliła. Otworzyłem oczy.

Ślad po Pocałunku zakryło wielkie lustro w rzeźbionej ramie. Przeglądała się w nim i zbliżała swój policzek do mojego, obserwowała każdy swój ruch, stroiła miny zadowolona z niespodzianki.

Zerknąłem na dwie osoby w lustrze. Nie mogłem żadnej z nich rozpoznać.
Uśmiechnęła się do mnie. I ja spróbowałem się uśmiechnąć.

Chwiejne krzesło w końcu się pode mną zapadło.


...
Jeśli chcesz możesz przyjść , kupić wino, zostać na noc
Nie przytulę Cię potem, odwrócę, rzucę- dobranoc
Jeśli chcesz możesz przyjść , zdjąć bluzkę, zostać do rana
Nie odprowadzę Cię potem, do drzwi trafisz sama


Łatwiej Ci przychodzi komponowanie czy pisanie tekstów?
Tekściarzem nie jestem dobrym, za to melodie wychodzą mi ot tak. A przez to, że pisze tekst do gotowej muzyki, to czasem mam z tym problem. Dlatego też zgłaszam się po teksty do innych ludzi, zależy mi, żeby było to dobre, a nie na siłę napisane przeze mnie, tylko dlatego, by udowodnić komuś, że potrafię. Być może nie potrafię pisać aż tak dobrze, być może nie czuję się w tym mocny, a być może potrafię, ale trochę jestem leniem. Zrobić melodię to czasem chwila, kilka minut, nad tekstem potrafię siedzieć kilka dni i nic z tego nie wychodzi. Nie lubię tej części pracy. Na pewno chciałbym zmniejszyć liczbę anglojęzycznych piosenek, mimo że kocham śpiewać po angielsku, ale satysfakcję daje mi, gdy ludzie śpiewają słowa albo mogą się z tekstem utożsamić. (źródło)



1 komentarz:

  1. Przejmująco smutna historia, tak bym ją określiła.
    On - porzucony, tęskniący, nie potrafiący zapomnieć. Próbuje na siłę wypełnić pustkę, jaka została mu po niej. A właściwie zostaje zmuszony do próbowania przez przyjaciół.
    Więc pozwala być w swoim życiu jakieś dziewczynie. Ale się nie otwiera, nie daje jej praktycznie żadnej szansy, ów dziewczyna jest bardzo daleko od jego serca.
    W jego życiu najważniejszym punktem stał się ślad na ścianie.
    Uwielbiam takie smutne historie, smutnych ludzi, którzy nie potrafią poradzić sobie z własnymi uczuciami. Uwielbiam, jak opowiadanie wprowadza mnie w nastrój takiej melancholii, swoistego smutku. Uwielbiam dobrze napisane historie.
    I wciąż jestem pod twoim wrażeniem. To, co piszesz ma moc, kilkoma zdaniami potrafisz wpłynąć na ludzi. A w pisaniu chyba o to chodzi. Więc gratulacje, jesteś xzajebista :)

    OdpowiedzUsuń